pamiętniki Czeremchy – lipa

Zaraz zacznie kwitnąć lipa. Co roku mam lęki i napięcia, że nie zdążę. Tak jak z forsycją, z głogiem i kaliną. Mówię sobie, że w następnym sezonie, to wszystko. Że wyłączę telefon i że nikt mi nie zakłóci spokoju zbiorów i przetwarzania. Nikt i nic. Podglądania jak zaczynają kwitnąć, zachwytu nad pękającym pąkiem, z którego jak kosmici wynurzają się płatki kwiatu, niepostrzeżenie. Podchodzę potem do jej wysokości Lip i mówię, drogie moje, tak sobie tu stoicie od lat i patrzycie na obejście, na krzątaninę gospodyni, na dziesiątki kur, perliczek, ujadającego psa Tofika, na Uszi i Lolę, jałówki wychylające z obory. Wychowujecie pod swoimi ramionami klejone pokolenie ludzi, czwarte czy piąte już? I pszczół, co roku nasycając je nektarem swym po brzegi. Czy litościwie dacie mi kwiat swój ze śmigłem i przylistkami, ażeby leki rozgrzewające zrobić i przeciwzapalne i karmić dusze niespokojne? Jam służka wasza, pośredniczka wasza, pocieszycielka chorych, orędowniczka dzikiego, ja krzywdy wam nie uczynię. Ja tylko tyle wezmę, ile dacie, nie więcej.

Nie mogę się teraz doczekać, aż mi odpowiedzą. Czekam kilka dni. Milczą. Pada deszcz. Idę po siano dla krów dość zrezygnowana, pada od tygodnia, co akurat dobre dla pól, lasów, życzę Ci ziemio urodzaju, ale lipy mogłyby dopowiedzieć wreszcie. Mogłabym dziś zebrać jeszcze kwiaty kasztanowca i liście brzozy, ale nie zbiorę, bo deszcz. Akurat jak mam dzień na zioła, to pada. To jest wskazówka. Nie będzie zbiorów, mam się nacieszyć mniszkiem i jarzębiną, które akturat w tym sezonie pozwoliły mi na siebie obficie. Dobrze, że to jeszcze przed kwitnieniem lip, dopiero pączuszki, mam jeszcze czas na dogadanie się z nimi.

Z lipy to ja wszystko. Uwielbiam na zabój zapach, smak, patrzeć, wdychać, młode liście do jedzenia na surowo, a z kwiatów destylować wodę lipową, psikać na twarz i włosy i pachnieć wakacjami. W mieszankach do picia i do kąpieli. W mojej leśnej strefie dzikiego spa lipę łączę z kwiatami dzikiej róży, rumianku lub krwawnika, nasionami lnu i kłączem tataraku na kąpiele uspokajające, kojące a jednocześnie łagodzące stany zapalne skóry i wzmacniające w chorobach dróg oddechowych. Nasze rury wydechowe uwielbiają miłe zapachy, a lipa, rumianek i tatarak w takiej kąpieli wytworzą swoje aroma ąę i wdychając je, będziemy zdrowieć i zdrowieć. To bardzo proste. Lipa łączona w kąpieli z liśćmi brzozy wzmacnia układ ruchowy, a z chmielem i lawendą nerwowy. Podawana w naparach do picia z kwiatem wrzosu i bzu czarnego czyści złogi, odtruwa i wzmacnia układ moczowy, a z kwiatem forsycji i jarzębiny wzmacnia naczynia krwionośne, poprawia kondycję cery naczynkowej i pajączków na nogach. Pita sauté łagodzi bóle brzucha, jest bezpieczna dla dzieci i osób starszych. Lipa działa napotnie, świetnie smakuje z miętą i macierzanką, nieoczywiste połączenia, trochę intuicyjne, trochę co pod ręką, a o co ciało woła. Bo, spieszę donieść, skomunikowane ciało, które adresuje potrzeby bezpośrednio, wie, żeby wołać rośliny sezonowe. A te się dzielą. Lipka mi jeszcze odpowie. Poczekam, mam mnóstwo czasu (a przynajmniej tak zaklinam rzeczywistość).

fot. Eliza Kos

Lipowy pamiętnik

1. Lata dziewięćdziesiąte, wspinam się na strych po drabinie, której szczeble pamiętają poprzednie stulecie. Na samym wejściu leży wielka gałąź lipy. Sucha jak wiór. Listki kruszą się w dłoniach dziewczynki. W pokoju, gdzie śpię z babcią, za obraz Jezusa z otwartym sercem zatknięte są święcone wianuszki lipy, dziurawca, rozchodnika i bylicy, jeśli czegoś jeszcze, to nie pamiętam.

2. Początek dwutysięcznych. Rozmawiam z Gutkiem o terminach zbiorów, że czas lipy się zbliża, żeby zrobić taki prosty kalendarz co w danym miesiącu zebrać i jak przetworzyć. Mija 20 lat. Do dziś nie zrobiłyśmy.

3. 2012. Odkrywam, że, utrzymywana przez kilka minut na małym ogniu lipa, ma zupełnie inny smak od naparu i od tamtej pory nie mogę o niej już inaczej myśleć, staję się jej wyznawczynią.

4. 2016. Dostaję małą lipkę od Wyszyna. Wsadzam ją w ogrodzie za porzeczkami, pierwszej zimy sarny zjadają jej młode pędy, drugiej dostaje małe ogrodzenie, szóstej wiosny jest wielkim kłębem liści i ma pierwsze kwiaty. Pękam z dumy i chwały.

5. 2017. Destyluję w miedzianym alembiku lipę. Iga przywozi mi książkę „Hydrosols. The next aromatherapy” Suzanne Catty, i odjeżdżam na punkcie hydroli z lipy. Jest to płyn i do twarzy i do wszelkich stanów zapalnych skory i błon śluzowych. Łagodzi podrażnienia, nawilża, robi warstewkę ochronną.

6. 2018. Robimy sesje fotograficzne z Elizą do mojej książki „Istoty roślinne”, przystrajam w lipę Agnieszkę, wkładam w jej kręcone włosy kwiatuszki, nakrapiam lipami burzę jej loków, niezapomniane chwile. Wianuszek z kwiatów lipy, taki sam jak wianek do święcenia w Boże Ciało i ongiś zatykany za święty obraz, żeby od zła i zarazy dom chronić, ląduje jako bransoletka na ręce Agnieszki. Wianek mocy, na Ciało Bogini, żeby je chronić przed złem. Od tamtej pory plotę wianki z lipy i zakładam je sobie, żeby uczcić ciało, małe lipowe święto. Uświęcam je rosą lub deszczówką, bo rosa i deszczówka to wody bardziej święcone niż te ze sklepu z dewocjonaliami.

7. 2019. Po warsztatach na Warmii udaję się odpocząć w mroki jezior w zachodnią część kraju. Tam poznaję czar leżenia pod lipą w wysokiej trawie na zboczu, wśród koniczyn, dziurawców, przywrotnika i macierzanki. Oddaję się bez reszty objęciu lipy. Wsiąkam w łąkę. Wsiąkam w przyrodę, staję się tylko małym jej fragmentem, uczucie przynosi ulgę, że nic nie zależy ode mnie, że wszystko zależy od pór roku.

8. 2020. Czytam książkę „W ciemność” Anny Bolavy, o obsesji zbierania ziół. Bohaterka z chorobliwą namiętnością zbiera zioła i sprzedaje je do skupu. Przy rozdziale o lipie nie mogę złapać oddechu, czasami trudno mi nie utożsamiać się z główną postacią, Anną, nomen omen, która nie myśli o niczym innym tylko o roślinach, zapominając o sobie o swoim zdrowiu.

9. 2021. Targ w Augustowie. Staruszka sprzedaje kwiat lipy. Za pięć złotych jedna torebka. Ja mówię, że skandal, że płakać mi się chce, że nie można tak tanio. Że przecież wiem ile czasu się zbiera, że dzień musi być odpowiedni, że drzewo przychylne, że potem to wysuszyć, że niełatwo jest zebrać lipę na 50 gram suszu, bo to jest niemal cały koszyczek tych kwiatów i stoi się z mnóstwem owadów pod drzewem z godzinę, żeby narwać. Kupuję od pani dwie torebki za 40 zł. Najdroższa lipa w życiu, droższa sercu niż samodzielne zebrana, bo od tak pięknej staruszki, że łzy ściskają gardło.

Anna Czeremcha – zielarka i edukatorka, autorka kursów szkoleniowych Fitoterapia sezonowa, inicjatorka Dzikiego Spa, autorka książki „Istoty roślinne” (2019) i zinów o ziołolecznictwie. Członkini oddolnych kolektywów zielarskich i instruktorka medycyny ludowej i fitokosmetyki. https://www.instagram.com/badylologia/