Żywy ocet i octy ziołowe

Jabłka są niewątpliwie jesiennym bogactwem. Aby zachować ich smak i zdrowotne właściwości można przerabiać je na wiele sposobów, jednym z nich są żywe octy. Ich wykonanie jest nieskomplikowane i szybkie, a zastosowanie bardzo szerokie. Domowej roboty octy to niemały luksus, wzbogacają smak potraw, ale przede wszystkim mają cenne lecznicze właściwości dla naszego organizmu. Tak zwane żywe octy, przygotowane na bazie owoców lub roślin, mają wszechstronne działanie:

Użycie wewnętrzne:

  • antybakteryjne i antyseptyczne
  • regulujące i wspierające procesy trawienne / pobudza przemianę materii, poprawia ukrwienie, wzmacnia i przyśpiesza proces samooczyszczania się organizmu/
  • obniżające poziom cholesterolu
  • regulujące poziom glukozy we krwi
  • usprawniające pamięć i koncentrację

Użycie zewnętrzne:

  • ściągające i łagodzące
  • poprawiające ukrwienie skóry oraz pobudzające jej czynności / pomaga utrzymać piękną i zdrową cerę/
  • niwelujące zmęczenie, odprężające i wzmacniające / np. kąpiel z dodatkiem octu/
  • łagodzące zmiany trądzikowe
  • przynoszące ulgę w reumatyzmie i przy obrzękach
  • leczniczo na włosy i skórę głowy / płukanki/

Jak przygotować ocet jabłkowy?

Klasyczny ocet jabłkowy przygotowujemy z dobrej jakości owoców. Jeśli znamy ich pochodzenie, możemy nie myć owoców, gdyż na ich skórkach są drożdże przydatne do rozpoczęcia fermentacji. Najlepiej pozyskać owoce z dobrego źródła, zaznajomionego sadu, mogą to być nawet dzikie jabłka. Pokrojone w części wrzucamy do wyparzonego słoja i zalewamy przegotowaną, ostudzoną, posłodzoną wodą (2-4 łyżki cukru/ 1l wody). Słoik zabezpieczamy przed muszkami gazą lub papierowym ręcznikiem i odstawiamy w ciepłe miejsce. W pierwszych kilkunastu dniach fermentacji mieszamy słojem, aby między owoce dostało się więcej tlenu, co pobudzi fermentacje. Przestajemy mieszać, gdy owoce opadną na dno, czekamy 2-3 tygodnie. Po tym czasie przecedzamy ocet przez sitko z gazą i przelewamy do butelek. Proste, prawda?

Octy ziołowe

Octy od wieków pełnią ważną rolę w ziołowym przetwórstwie, są bowiem świetnym ekstrahentem substancji czynnych zawartych w roślinach. Dawniej była to powszechnie stosowana forma medykamentów. Najprostszą metodą sporządzania roślinnych wyciągów octowych jest maceracja. Świeże lub ususzone zioła rozdrabniamy, a następnie zalewanym octem w proporcji jedna część ziół na dwie części octu. Słój zamykamy i odstawiamy na miesiąc w ciepłe, ciemne miejsce. Co pare dni wstrząsamy słojem. Po tym czasie wyciąg przecedzamy i przelewamy do wyparzonych butelek z ciemnego szkła. Do przygotowania wyciągów octowych potrzebujemy octu o stężeniu conajmniej 5%. Działanie naszego octu jest teraz urozmaicone o właściwości ziół, z których przygotowaliśmy wyciąg.

Octy na codzień

Dobrym dla naszego zdrowia nawykiem jest poranne picie żywego octu na czczo. To jeden z moich ulubionych rytuałów, który towarzyszy mi już od kilku lat. Rozcieńczam jedną część octu trzema częściami ciepłej wody i piję. Taki napój doskonale uzupełnienia minerały i witaminy, to naturalny napój izotoniczny. Działa dobrze na jelita, co przekłada się także na lepsze samopoczucie. Wyśmienicie smakuje doprawiony odrobiną miodu. Od kilku miesięcy sama przygotowuje octy, wybieram ulubione jabłka lub aktualnie rosnące rośliny. Octy możemy przygotować z niemal każdych owoców, ich resztek, skórek, gniazd nasiennych, a także z warzyw lub wyłącznie z roślin leczniczych. Ocet to bardzo uniwersalny produkt, który poza zastosowaniem wewnętrznym możemy używać np. do sprzątania i prania. Kiedy octy zagoszczą w naszym domu, nie sposób już odwyknąć od ich stosowania. W internecie znajdziecie wiele wskazówek, przepisów i inspiracji. Polecam Wam przepisy Marty i Łukasza, właścicieli jabłkowego sadu w Zaściankach na Podlasiu https://sadzascianki.pl/

Aneta Romanowska

Pamiętniki Czeremchy. Lipa.

Zaraz zacznie kwitnąć lipa. Co roku mam lęki i napięcia, że nie zdążę. Tak jak z forsycją, z głogiem i kaliną. Mówię sobie, że w następnym sezonie, to wszystko. Że wyłączę telefon i że nikt mi nie zakłóci spokoju zbiorów i przetwarzania. Nikt i nic. Podglądania jak zaczynają kwitnąć, zachwytu nad pękającym pąkiem, z którego jak kosmici wynurzają się płatki kwiatu, niepostrzeżenie. Podchodzę potem do jej wysokości Lip i mówię, drogie moje, tak sobie tu stoicie od lat i patrzycie na obejście, na krzątaninę gospodyni, na dziesiątki kur, perliczek, ujadającego psa Tofika, na Uszi i Lolę, jałówki wychylające z obory. Wychowujecie pod swoimi ramionami klejone pokolenie ludzi, czwarte czy piąte już? I pszczół, co roku nasycając je nektarem swym po brzegi. Czy litościwie dacie mi kwiat swój ze śmigłem i przylistkami, ażeby leki rozgrzewające zrobić i przeciwzapalne i karmić dusze niespokojne? Jam służka wasza, pośredniczka wasza, pocieszycielka chorych, orędowniczka dzikiego, ja krzywdy wam nie uczynię. Ja tylko tyle wezmę, ile dacie, nie więcej.

Nie mogę się teraz doczekać, aż mi odpowiedzą. Czekam kilka dni. Milczą. Pada deszcz. Idę po siano dla krów dość zrezygnowana, pada od tygodnia, co akurat dobre dla pól, lasów, życzę Ci ziemio urodzaju, ale lipy mogłyby dopowiedzieć wreszcie. Mogłabym dziś zebrać jeszcze kwiaty kasztanowca i liście brzozy, ale nie zbiorę, bo deszcz. Akurat jak mam dzień na zioła, to pada. To jest wskazówka. Nie będzie zbiorów, mam się nacieszyć mniszkiem i jarzębiną, które akturat w tym sezonie pozwoliły mi na siebie obficie. Dobrze, że to jeszcze przed kwitnieniem lip, dopiero pączuszki, mam jeszcze czas na dogadanie się z nimi.

Z lipy to ja wszystko. Uwielbiam na zabój zapach, smak, patrzeć, wdychać, młode liście do jedzenia na surowo, a z kwiatów destylować wodę lipową, psikać na twarz i włosy i pachnieć wakacjami. W mieszankach do picia i do kąpieli. W mojej leśnej strefie dzikiego spa lipę łączę z kwiatami dzikiej róży, rumianku lub krwawnika, nasionami lnu i kłączem tataraku na kąpiele uspokajające, kojące a jednocześnie łagodzące stany zapalne skóry i wzmacniające w chorobach dróg oddechowych. Nasze rury wydechowe uwielbiają miłe zapachy, a lipa, rumianek i tatarak w takiej kąpieli wytworzą swoje aroma ąę i wdychając je, będziemy zdrowieć i zdrowieć. To bardzo proste. Lipa łączona w kąpieli z liśćmi brzozy wzmacnia układ ruchowy, a z chmielem i lawendą nerwowy. Podawana w naparach do picia z kwiatem wrzosu i bzu czarnego czyści złogi, odtruwa i wzmacnia układ moczowy, a z kwiatem forsycji i jarzębiny wzmacnia naczynia krwionośne, poprawia kondycję cery naczynkowej i pajączków na nogach. Pita sauté łagodzi bóle brzucha, jest bezpieczna dla dzieci i osób starszych. Lipa działa napotnie, świetnie smakuje z miętą i macierzanką, nieoczywiste połączenia, trochę intuicyjne, trochę co pod ręką, a o co ciało woła. Bo, spieszę donieść, skomunikowane ciało, które adresuje potrzeby bezpośrednio, wie, żeby wołać rośliny sezonowe. A te się dzielą. Lipka mi jeszcze odpowie. Poczekam, mam mnóstwo czasu (a przynajmniej tak zaklinam rzeczywistość).

fot. Eliza Kos

Lipowy pamiętnik

1. Lata dziewięćdziesiąte, wspinam się na strych po drabinie, której szczeble pamiętają poprzednie stulecie. Na samym wejściu leży wielka gałąź lipy. Sucha jak wiór. Listki kruszą się w dłoniach dziewczynki. W pokoju, gdzie śpię z babcią, za obraz Jezusa z otwartym sercem zatknięte są święcone wianuszki lipy, dziurawca, rozchodnika i bylicy, jeśli czegoś jeszcze, to nie pamiętam.

2. Początek dwutysięcznych. Rozmawiam z Gutkiem o terminach zbiorów, że czas lipy się zbliża, żeby zrobić taki prosty kalendarz co w danym miesiącu zebrać i jak przetworzyć. Mija 20 lat. Do dziś nie zrobiłyśmy.

3. 2012. Odkrywam, że, utrzymywana przez kilka minut na małym ogniu lipa, ma zupełnie inny smak od naparu i od tamtej pory nie mogę o niej już inaczej myśleć, staję się jej wyznawczynią.

4. 2016. Dostaję małą lipkę od Wyszyna. Wsadzam ją w ogrodzie za porzeczkami, pierwszej zimy sarny zjadają jej młode pędy, drugiej dostaje małe ogrodzenie, szóstej wiosny jest wielkim kłębem liści i ma pierwsze kwiaty. Pękam z dumy i chwały.

5. 2017. Destyluję w miedzianym alembiku lipę. Iga przywozi mi książkę „Hydrosols. The next aromatherapy” Suzanne Catty, i odjeżdżam na punkcie hydroli z lipy. Jest to płyn i do twarzy i do wszelkich stanów zapalnych skory i błon śluzowych. Łagodzi podrażnienia, nawilża, robi warstewkę ochronną.

6. 2018. Robimy sesje fotograficzne z Elizą do mojej książki „Istoty roślinne”, przystrajam w lipę Agnieszkę, wkładam w jej kręcone włosy kwiatuszki, nakrapiam lipami burzę jej loków, niezapomniane chwile. Wianuszek z kwiatów lipy, taki sam jak wianek do święcenia w Boże Ciało i ongiś zatykany za święty obraz, żeby od zła i zarazy dom chronić, ląduje jako bransoletka na ręce Agnieszki. Wianek mocy, na Ciało Bogini, żeby je chronić przed złem. Od tamtej pory plotę wianki z lipy i zakładam je sobie, żeby uczcić ciało, małe lipowe święto. Uświęcam je rosą lub deszczówką, bo rosa i deszczówka to wody bardziej święcone niż te ze sklepu z dewocjonaliami.

7. 2019. Po warsztatach na Warmii udaję się odpocząć w mroki jezior w zachodnią część kraju. Tam poznaję czar leżenia pod lipą w wysokiej trawie na zboczu, wśród koniczyn, dziurawców, przywrotnika i macierzanki. Oddaję się bez reszty objęciu lipy. Wsiąkam w łąkę. Wsiąkam w przyrodę, staję się tylko małym jej fragmentem, uczucie przynosi ulgę, że nic nie zależy ode mnie, że wszystko zależy od pór roku.

8. 2020. Czytam książkę „W ciemność” Anny Bolavy, o obsesji zbierania ziół. Bohaterka z chorobliwą namiętnością zbiera zioła i sprzedaje je do skupu. Przy rozdziale o lipie nie mogę złapać oddechu, czasami trudno mi nie utożsamiać się z główną postacią, Anną, nomen omen, która nie myśli o niczym innym tylko o roślinach, zapominając o sobie o swoim zdrowiu.

9. 2021. Targ w Augustowie. Staruszka sprzedaje kwiat lipy. Za pięć złotych jedna torebka. Ja mówię, że skandal, że płakać mi się chce, że nie można tak tanio. Że przecież wiem ile czasu się zbiera, że dzień musi być odpowiedni, że drzewo przychylne, że potem to wysuszyć, że niełatwo jest zebrać lipę na 50 gram suszu, bo to jest niemal cały koszyczek tych kwiatów i stoi się z mnóstwem owadów pod drzewem z godzinę, żeby narwać. Kupuję od pani dwie torebki za 40 zł. Najdroższa lipa w życiu, droższa sercu niż samodzielne zebrana, bo od tak pięknej staruszki, że łzy ściskają gardło.

Anna Czeremcha – zielarka i edukatorka, autorka kursów szkoleniowych Fitoterapia sezonowa, inicjatorka Dzikiego Spa, autorka książki „Istoty roślinne” (2019) i zinów o ziołolecznictwie. Członkini oddolnych kolektywów zielarskich i instruktorka medycyny ludowej i fitokosmetyki. https://www.instagram.com/badylologia/

Czy drzewa chcą żebyśmy je przytulali?

„Taoistyczne wierzenia kładą szczególny nacisk na poszanowanie oraz ochronę przyrody w ramach pogłębiania harmonii pomiędzy człowiekiem i naturą”. Tymi słowami, zmarły niedawno mistrz Ren Farong, podkreślał ekologiczny aspekt taoistycznych nauk, wskazując jednocześnie na zależności pomiędzy naszym dobrostanem a kondycją środowiska naturalnego. W swej niezwykle bogatej kosmologii, taoizm mówi bowiem o trójpodziale stworzenia, gdzie umiejscowiony pomiędzy niebiosami a Ziemią człowiek, w przeciwieństwie do pozostałych mieszkańców tej planety, swego działania nie musi opierać jedynie o wrodzone instynkty. Niestety o ujemnych skutkach mniej lub bardziej świadomego wykraczania przeciw odwiecznym prawom natury, chyba nikomu nie trzeba dziś przypominać. Rezultaty skrajnego antropocentryzmu zauważamy coraz mocniej nie tylko w skali globalnej, ale również jednostkowej, gdzie mimo postępującego rozwoju technologicznego, odnotowujemy również wzrost liczby osób cierpiących na coraz poważniejsze choroby cywilizacyjne, dolegliwości autoimmunologiczne czy problemy psychiczne.

Sygnały takiego obrotu rzeczy, starożytni taoiści dostrzegali już przed wiekami i przekonywali, że o wyjątkowości naszego gatunku stanowią nie aroganckie próby pokonania natury, ale wykorzystywanie inteligencji do świadomego harmonizowania naszych działań z tzw. naturalnym porządkiem na poziomie o wiele głębszym niż u pozostałych form życia. Studiowanie praw przyrody i pozyskiwanie wiedzy o otaczającym świecie, ma nas nie tylko ustrzec przed tragicznymi skutkami nierozsądnych działań, ale również pozwolić na intencjonalne wspieranie naturalnych procesów sprzyjających pomnażaniu bioróżnorodności i w konsekwencji akceleracji ewolucji Życia oraz pełniejszą realizację naszego potencjału gatunkowego.

Taoizm nie jest zresztą odosobniony w swej wizji ludzkości na tle całości stworzenia i podobne nauki, chociaż być może nie tak rozbudowane, możemy odszukać w przekazie szamańskich kultur z innych części globu. Warto o tym pamiętać podczas kolejnego spaceru po lesie, który z odpowiednim nastawieniem może być czymś więcej niż tylko chwilową ucieczką od miejskiego zgiełku czy wyprawą po nowe zdjęcia na Instagram.

W taoistycznym arsenale praktyk służących pogłębieniu harmonii z otaczającym światem, możemy znaleźć wiele przydatnych ćwiczeń, które mogą prawdziwie uwznioślić naszą indywidualną relację z makrokosmosem. Należy jednak podkreślić, że celem większości technik nie jest „doładowanie się”, rozumiane jak wycieczka do leśnego supermarketu, gdzie dowolnie zaspokajamy swoje prywatne potrzeby, ale raczej świadome pogłębianie symbiotycznych relacji nas samych z otaczającą przyrodą. Niezależnie od korzyści jakie możemy w takim układzie osiągnąć, nastawienie praktykujących powinno być bliższe wymianie niż braniu. Starajmy się więc wyzbywać podejścia klienta i aktywować obopólną wymianę podczas przebywania na łonie natury. Wchodząc do lasu z takim nastawieniem, z pełną świadomością „stajemy się” więc równoprawnym uczestnikiem wszelkich procesów biologiczno-eneregetycznych tam zachodzących. Oczywiście owe zależności i nasze miejsce w powiązaniach przyrodniczych funkcjonują nieustannie, ale decyzja o świadomym w nich udziale ma potencjał prawdziwie wesprzeć nie tylko nasze własne zdrowie, ale również kondycję ekosystemu, którego częścią stale jesteśmy. Zatapiając się podczas takiego spaceru w specyficznych wibracjach danego obszaru, kulturowo wytworzone, mentalne bariery oddzielające nas od natury, zaczynają stopniowo topnieć, tym samym potęgując wymianę energetyczną pomiędzy „nami” a pozostałymi bytami, z którymi razem współtworzymy las. Wtedy właśnie kojący spokój, wewnętrzna równowaga i nieskrępowana witalność staną się coraz bardziej odczuwalne. W takim stanie może również dochodzić do bardziej ukierunkowanych relacji z innymi mieszkańcami lasu. Przestrzegam jednak przed zbyt pośpiesznym wbieganiem w ten etap. Każdy najmniejszy krok powinien być wykonywany z głęboką czcią i poszanowaniem integralności każdego bytu, na który intuicyjnie zwrócimy uwagę. Tak, jak wielu z nas niekoniecznie ucieszyłaby się na próbę raptownego chwytania naszego ciała przez obcego przechodnia na ulicy, podobnie np. drzewa mogą z niechęcią odebrać nasze uściski bez słowa wytłumaczenia czy chociażby odrobiny szacunku. Zwłaszcza rośliny, nie mając możliwości ucieczki, każdy nagły kontakt fizyczny rejestrują jako potencjalne zagrożenie, niezależnie czy jego autorem jesteśmy my, głodne zwierzę czy kiwający się podczas wichury sąsiad. Mówią o tym nie tylko zachodnia nauka, ale również zasady taoistycznych praktyk wymiany energetycznej z przyrodą czy przekazy większości tubylczych społeczności na świecie. Pamiętam zdziwienie słuchaczy, gdy jeden z moich mentorów opowiadał o przekonaniach pewnego amazońskiego plemienia, którego członkowie przestrzegali przez bezczeszczeniem starych drzew oddawaniem nań moczu. Inny nauczyciel każdorazowo przeprasza zrywane zioła, prosząc je jednocześnie o użyczenie swej mocy w uzdrowieniu pacjentów.

Podobne nastawienie rekomenduje się przy okazji zbierania leśnych skarbów w celach spożywczych, kontaktów z przedstawicielami fauny, również tymi najdrobniejszymi, relacjami ze zbiornikami wodnymi, kamieniami czy nawet elementami pogody. Brzmi niedorzecznie? Być może dla współczesnego mieszkańca rozwiniętego Zachodu, animizm może wydawać się zbyt infantylny, ale osobiście uważam, że nawet czasowa próba postępowania w tym duchu, jest w stanie zmienić coś więcej niż tylko optykę postrzegania świata. Podczas chociażby sporadycznych wypadów za miasto, poszerzone pole widzenia i ulepszona drożność energetyczna, może przynieść wymierne korzyści dla nas jako jednostek, ale i pozostałych członków szerszej wspólnoty wszystkich istot. Pogłębianie czy de-facto powrót do wielkiej harmonii wszelkiego stworzenia leży u podstaw większości praktyk taoistycznych i mam ogromną nadzieję, że z czasem więcej nas usłyszy zawołanie do podążania w tym kierunku.

Paweł Raszkiewicz Droga Dao